Dziś poruszę bardzo kontrowersyjny temat. Aż się boję, żeby kogoś nie zrazić do mojego bloga, czy nie zranić jeśli temat dotyczy go bezpośrednio. Ale jak przeczytałem zalecenia Najwyższej Izby Kontroli, iż należy ograniczyć liczbę drzew rosnących przy drogach to mną tąpnęło. Że co? Wyciąć kolejne drzewa? Dlaczego?
Otóż okazuje się, że
liczba śmiertelnych ofiar w wypadkach najwyższa jest w przypadku najechania na drzewo. Potem są zderzenia czołowe, najechanie na pieszego, dachowanie i zderzenia boczne i tylne. Tak mówią statystyki. A czemu tak jest. Teoria zderzeń wyjaśnia, że w przypadku zderzenia 2 aut samochody wytracają energię i odbijają się od siebie. Mają podobne powierzchnie czołowe i strefy kontrolowanego zgniotu. Z drzewem jest inaczej. Ono się nie ugnie, nie zamortyzuje i ma małą powierzchnię. To gorzej niż zderzenie z betonową latarnią - bo takie często zostają ścięte. Drzewa, przy nawet najsilniejszym uderzeniu się nie zetnie. Tyle przeciw drzewom mówi teoria.
Gdzie w Polsce rośnie najwięcej drzew przy drogach? W Polsce północnej. Od Pomorza Zachodniego po Kaszuby, Warmię, Mazury i Podlasie. Im bardziej na południe tym drzewa stanowią mniejszy problem. Albo ich już tyle wycięto, że problem jest mniejszego kalibru.
No tak.
Ale czy to drzewa są winne? Czy nie po to mamy autostrady i ekspresówki i obwodnice, by gnać wśród klaustrofobicznych ekranów, wśród betonowych i metalowych barier. Bezpiecznie, bez przydrożnych drzew. W pełnym słońcu, w oparach rozgrzanego asfaltu. To przecież tam ustawodawca dopuszcza ruch z maksymalną prędkością 140 km/h.
Co innego jest na bocznych drogach, często 2 czy 3 kategorii. Tych zadrzewionych. Tam życiem tętni przyroda. Tam jedzie się cieniem. Inaczej oddycha. Ale skoro tak jest to sami musimy podjąć decyzję, czy prujemy setką wśród drzew przyjmując na własne barki ogromne ryzyko i wszystkie tego konsekwencje. Ale nikt nam nie nakazuje tak jechać. Ale często jedziemy. Z czego to wynika? Kultura jazdy? Pęd życia? Brak ostrzeżeń? Brawura?
Myślę, że
brakuje trzeciej strony medalu. Są zwolennicy wycinki. Są zagorzali przeciwnicy. Wojna trwała i trwać będzie. Ale chyba brakuje modeli hybrydowych, rozwiązań pośrednich i edukacji społeczeństwa. Zrozumienia, że bez tych drzew miejski beton i pustynia wtoczy się też do wiejskich i przedmiejskich krajobrazów. Musimy żyć w symbiozie z wszelkimi ekosystemami przyrodniczymi. Czy to lasy czy parki narodowe, czy rezerwaty, skwery czy właśnie przydrożne drzewa. Tam tętni życie. I czy to widzimy, czy nie - ono tam jest w skali micro ale o wartości makro.
Bardzo ładnie skomentował decyzję NIK
Adam Wajrak (
polski działacz na rzecz ochrony przyrody) z Gazety Wyborczej. "To nie drzewa zabijają. One nie wyskakują na drogę. Rzeki i jeziora topią przecież tych, co po piwku skaczą na główkę. Ale ich nie zasypujemy z tego powodu".
A co można robić jeśli jest się za a nawet przeciw? Można ostawić barierki pomiędzy poboczem a drzewami. Można ostrzegać znakami, że droga prowadzi wśród drzew. Wprowadzać rygorystyczne ograniczenia prędkości na takich odcinkach. Przesadzać te drzewa naznaczone do wycinki. W miejsce już wyciętych drzew sadzić mniejsze czy karłowate odmiany. Ale przede wszystkim edukować od przedszkola. A jeśli to nie pomoże. Pan Adam puentuje to stwierdzeniem "tacy, którzy będą mieli w nosie przepisy i zdrowy rozsądek to dla nich wycięcie drzew nic nie zmieni, bo roztrzaskają się czymś albo na kimś innym".
Ważny to temat. Fakt - bardzo burzliwy ale ciekaw jestem Waszego zdania, co można zrobić aby wilk był syty i owca cała? Jakieś nowe pomysły?