Dużo później, niż u naszego orzecha włoskiego, spadają owoce z drzew orzecha czarnego. Dziś takie mnie "zaatakowały" -> stąd i te zdjęcia i wpis.
Owoce są zielonożółte, większe, cięższe i w grubszych łupinach, o zupełnie innej strukturze. Łupiny nie otwierają się na gałązkach. Może czasami delikatnie pękają, ale sam orzech pozostaje w łupinie nawet po opadnięciu. Tak naprawdę, to ciężko go, w czystej formie, stamtąd wydobyć. Po rozkrojeniu mięsistej, gąbczastej łupiny pojawia się orzech ale w śliskiej, brązowawej, mięsistej, ściśle przylegającej ochronnej otoczce. Ona brudzi dłonie na brązowo. Dopiero po jej zeskrobaniu dostajemy się do orzecha. Sam orzech dużo twardszy - zwykły dziadek do orzechów nie daje rady go rozłupać. Nieco większy i w skorupie rzeźbionej nieco inaczej. Skorupa przypomina raczej kamień niż orzecha.
Orzechy czarne ładnie się przebarwiają na żółto, a liście ich nie chorują na różne grzyby, jak ma to miejsce u włoskiego krewniaka. Dłużej też liście te zostają na gałązkach. Orzechy włoskie już dawno zgubiły liście, a te orzecha czarnego są w połowie tego etapu. Ostatni moment aby je podziwiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz