Jak niemal co dzień, dziś z rana zrobiłem obchód po moim ogródku. I widok jarzębu japońskiego normalnie mnie rzucił na kolana. Stanąłem jak wryty. O co chodzi? O tym zaraz.
Posadziłem go z 5 lat temu. Zakupiłem w szkółce przy arboretum w Rogowie. Zachęcał na ulotce jeszcze piękniejszymi owocami niż nasz jarząb pospolity (czyli jarzębina). To chyba niemożliwe pomyślałem wtedy. Czy coś może być piękniejsze od jarzębiny? Po kilku sekundach był mój. I tak sobie rósł. W tej chwili ma ze 3,5 metra, pokrój kolumnowy, soczyste zielone listki. Często był atakowany przez mszyce. Z mszycami sobie poradziłem. Bardziej mnie niepokoił fakt, że nie owocował w ogóle. Dostałem info z Rogowa, że wpływ mam ich metoda rozmnażania i że u nich owocuje. Cierpliwie czekałem.
Aż tu dziś patrzę i co - pąki kwiatowe. Uradowałem się jak dzieciak, który dostał lizaka. Będę go bacznie obserwował i zdam relację. Bo jarząb japoński doskonale sobie radzi w naszym klimacie i wart jest szerszego zastosowania w parkach czy w naszych ogrodach działkowych i przydomowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz